Żeby warzyć piwo, trzeba je kochać

Żeby warzyć piwo, trzeba je kochać

Jest ich dwóch – ojciec i syn. Ivan Chovanec pochodzi, jak na piwowara przystało, z Czech, syn Andrej jest już w połowie Słowakiem. A piwo produkują w Polsce, w słynnym w naszym regionie browarze z podgrybowskiej Siołkowej. Teraz jednak produkcja złotego trunku z pianką odbywa się pod marką Pilsweizer i powoli, ale skutecznie toruje sobie drogę do serc i podniebień polskich klientów.

A wszystko zaczęło się w 1887 roku, kiedy to czeski piwowar Franciszek Paschek, właściciel ziemski z Siołkowej, rozpoczął przemysłową produkcję własnego piwa na bazie istniejącego tam wcześniej browaru, który gruntowanie zmodernizował i rozbudował. Aż do wybuchu II wojny światowej browar znajdował się w rękach rodziny Paschków, niestety zawierucha wojenna i zmiany systemowe spowodowały, iż przeszedł on w ręce państwa, by następnie po 1989 roku stać się spółką z kilkoma udziałowcami.

Niechlubna „zemsta Grybowa”

Dla siołkowskiego browaru okres ten oznaczał postępujący upadek, zarówno samej infrastruktury, jak i marki produkowanego piwa, które doczekało się niechlubnego przezwiska „zemsta Grybowa”. Znanego i używanego na całej Sądecczyźnie, a będącej synonimem nie tyle piwa, co wyrobu piwopodobnego, od którego prawdziwi piwosze trzymali się na wszelki wypadek z daleka.

W końcu jednak i dla browaru nadeszły lepsze czasy, a datę przełomu stanowił rok 2005, kiedy to podupadająca firma trafiła w czecho-słowackie ręce Chovanców. Ci zaś, jak na naszych południowych sąsiadów przystało, byli prawdziwymi wielbicielami piwa, zaś ich ambicją stało się przywrócenie browarowi jego niegdysiejszej świetności i produkcja trunku, którym nie pogardziłby nawet najbardziej wybredny koneser. Ale jak to bywa z początkami, łatwo nie było.

Browar Grybów? Nie, dziękujemy

– Gdybym wtedy wiedział, na co się porywam, nie wiem, czy bym się zdecydował zainwestować w ten browar – wspomina Ivan Chovanec, współwłaściciel firmy. – Kiedy przejęliśmy browar grybowski, to była prawdziwa ruina i to pod każdym względem. Kompletnie zaniedbana infrastruktura, urządzenia od lat niemodernizowane, do tego zbyt duża liczba pracowników w stosunku do możliwości i zapotrzebowania firmy. A na domiar złego, skomplikowana sytuacja prawna i własnościowa. I oczywiście gigantyczne zadłużenie. Nie wiadomo było, w co najpierw włożyć ręce.

Choć problemy z infrastrukturą, tytułem własności czy długami musiały spędzać sen z powiek czecho-słowackim inwestorom, osobny problem stanowiła fatalna reputacja „grybowskiej zemsty”, której nie chciał dosłownie nikt, ani klienci indywidualni, ani hurtowi.

Od samego początku musieliśmy walczyć z fatalną opinią grybowskiego piwa – opowiada Andrej Chovanec.  – W większości miejsc potencjalnego zbytu, na hasło browar Grybów zamykały się przed nami od razu drzwi. Browar Grybów? Nie, dziękujemy państwu, nie skorzystamy. To było bardzo frustrujące. Do tego długi i inne zaszłości.

 Czeskie serce do trunku 

Być może ktoś inny szybko by się w tej sytuacji poddał, ale Chovanców ratowała jedna rzecz, a mianowicie wielka miłość do piwa. – Jestem Czechem, więc to oczywiste, że do piwa mam sentyment – mówi Ivan Chovanec. – No i miłość do piwa przeszła następnie z ojca na syna – wspomina Chovanec senior podkreślając jednocześnie, że Słowacy choć także są koneserami dobrego trunku z pianką, piwa piją mniej niż Czesi. A jak rodzina Chovanców odnalazła swoje miejsce w podgrybowskiej Siołkowej?

– Za tzw. komuny pracowałem w handlu zagranicznym – opowiada Ivan Chovanec. – Kiedy nastały nowe czasy, dawne kontakty bardzo mi się przydały.

Chovanec senior zajął się m.in. eksportem piwa na Wschód. Miał także dobre kontakty w Polsce i to właśnie dzięki nim dowiedział się, że jest możliwość zakupienia grybowskiego browaru. Był kwiecień 2005 roku.

Już wtedy można było zaobserwować w Czechach ciekawe zjawisko – opowiada Ivan Chovanec. – Ludzie zaczęli wracać do lokalnych smaków i szukać piwa z małych browarów, odwracając się coraz bardziej od wielkich koncernów. Pomyślałem sobie, że podobny trend musi pojawić się za kilka lat również i w Polsce.

Piwo lepsze od wódki

Chovancowie liczyli, że renesans małych browarów, który pojawił się w Czechach z końcem lat 90., a także przewidywania co do rozszerzenia się tego zjawiska również w Polsce, będzie dobrym prognostykiem na przyszłość, a zatem warto zainwestować w grybowski browar. I choć ich prognozy sprawdziły się, na rozwój wspomnianego trendu musieli poczekać kilka lat dłużej niż przewidywali.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, zakup tego browaru był naprawdę dużym ryzykiem. Do tego cały czas musieliśmy dokładać do interesu. W sumie, dopiero dwa lata temu wyszliśmy na prostą – mówi Ivan Chovanec.

I choć niewątpliwy sukces browaru Chovancowie zawdzięczają przede wszystkim sobie, swojej ciężkiej pracy, determinacji i wierze w powodzenie przedsięwzięcia, pomimo piętrzących się trudności, pomogła im także wzrastająca popularność piwa w Polsce, którego spożycie przekroczyło spożycie tradycyjnego trunku Polaków, czyli wódki.

Kiedy przyjechaliśmy do Polski, Polacy wypijali rocznie ok. 75 litrów piwa. Dzisiaj to około 100 litrów. Jest was prawie 40 milionów, a wielkie koncerny powoli tracą klientów. Natomiast pojawia się coraz więcej małych browarów podobnych do naszego. I ludzie piją te lokalne piwa – mówi Andrej Chovanec.

Nie można iść na skróty

A jak lokalne piwa, to oczywiście muszą się pojawić lokalne receptury. Oczywiście cały proces produkcji piwa odbywa się pod troskliwym okiem obydwu właścicieli, którzy dzieląc się obowiązkami, nocują – każdy po kilka dni w tygodniu – w samym browarze.

– Łatwo nie jest, bo przecież mamy swoje rodziny w Preszowie. Ale chcemy mieć wszystko pod kontrolą tym bardziej, że browar cały czas jest w fazie rozwoju – mówi Andrej Chovanec. – Wprawdzie powoli sytuacja się poprawia, i „zemsta Grybowa” odchodzi w zapomnienie, ciągle jednak pracujemy nad nowymi recepturami i ulepszamy stare. Chcemy, żeby nasze piwo było synonimem zdrowia i jakości, a to wymaga czasu, wysiłku i uwagi.

Rzeczywiście, aby wyprodukować piwo o takiej jakości jak obecne wyroby browaru, nie da się iść na skróty. Odpowiednie składniki czyli chmiel, słód i woda, cały proces produkcji, który w zależności od gatunku piwa, wymaga odpowiedniego okresu leżakowania, i oczywiście brak jakichkolwiek substancji czy polepszaczy chemicznych – to wszystko oznacza czas i pieniądze. Ale warto, bo Polacy przekonali się do piwa made in Siołkowa-Grybów i kupują je coraz chętniej.

Tak było z kilkoma gatunkami naszego piwa, które zostały wykupione na pniu. O, chociażby piwo Czechosłowackie. Andrej kupił chmiel w Czechach i był to naprawdę wyjątkowy gatunek. A słód sprowadziliśmy ze Słowacji – wspomina Ivan Chovanec.

Jaką cenę za to zapłacili

Obecnie browar oferuje kilkanaście gatunków piwa, zarówno z dolnej, jak i górnej fermentacji. Chovancowie wskrzesili również tradycję starego, dobrego portera tak, że nawet koneserzy mocnego, ciemnego piwa znajdą w browarze grybowskim coś dla siebie. A to oczywiście nie koniec.

Mamy wiele planów na przyszłość – podkreślają zgodnie Chovanec senior i junior. Aktualnie browar zatrudnia 19 stałych pracowników, i dodatkowo kilku na zlecenie. W przyszłym roku planują oni osiągnąć produkcję roczną 20 tys. hektolitrów, a to będzie wymagało zatrudnienia dodatkowych ludzi.

– Ale już możemy powiedzieć o sobie, że jesteśmy małym browarem – zapewnia Andrej Chovanec. – Są browary mikro, mini, a od 5-10 tys. hektolitrów zaczynają się małe browary. Udało nam się osiągnąć ten status i w tym roku wyprodukowaliśmy ok. 12 tys. hektolitrów.

Rzeczywiście udało się, ale tylko Chovancowie wiedzą jaką cenę za to zapłacili i to nie tylko w pieniądzach. Ktoś inny zapewne by się poddał, ale czecho–słowacki duet nie zamierza rezygnować z raz obranej drogi. Prowadzenie browaru to naprawdę ciężka praca, a mogą ją wykonywać tylko ludzie, którzy naprawdę kochają piwo. Tak jak Ivan i Andrej Chovancowie, dzięki którym grybowski browar nareszcie przestał być kojarzony z niesławną „zemstą” i powoli zaczyna zdobywać uznanie, którym cieszył się za czasów rodziny Paschków.

Tatiana Biela

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama