Przygarnij posła! Profesor Wojciech Kudyba już to zrobił

Przygarnij posła! Profesor Wojciech Kudyba już to zrobił

Profesor Wojciech Kudyba zaadoptował posła i troszczy się o niego codziennie. W adopcji nie jest odosobniony, gdyż już 9 tysięcy osób podjęło duchową opiekę nad politykami.

Tych ludzi nie można zostawić samym sobie. Oni potrzebują naszego wsparcia modlitewnego – tłumaczy.

W jaki sposób można ,,przygarnąć” posła i jak dbać o niego – opowiada Wojciech Kudyba, polski poeta, krytyk, historyk literatury, który włączył się w inicjatywę pod hasłem „Adoptuj polityka”.

Adoptował Pan Profesor jakiegoś polityka?

Tak, wziąłem sobie na plecy pewnego polskiego posła i jakoś go próbuję nieść. Łatwo nie jest, bo go nie lubię i niemal fizycznie czuję jak mnie uwiera… Wspomniana akcja na razie nie objęła polityków zagranicznych, ale jest to chyba tylko kwestia czasu, bo – jak wynika ze strony „Gościa Niedzielnego” – informacja o niej ukazała się w wielu krajach i spotkała się z niezwykłym rezonansem.

Zdradzi nam Pan, jakiego posła ,,dźwiga” na swoich barkach?

Nie. Są takie sfery życia, których nie należy bez potrzeby upubliczniać. To sprawa między mną, tym posłem oraz Panem Bogiem i niech tak zostanie. Jeśli jednak Pani pytanie zmierza do tego, by ktoś mi w tym pomógł, to po pierwsze powiem, że chyba to już się dzieje, bo w akcji uczestniczy w tej chwili ponad 9 tys. ludzi, a posłów jest przecież dużo mniej. A po drugie powtórzę, że jest to inicjatywa, do której w każdej chwili można dołączyć. Mam jakieś takie dziwne przeczucie, że ona może naprawdę coś zmienić i że jej owoce na pewno zobaczymy.

Również mamy taką nadzieję. Wróćmy do samego hasła: ,,Duchowa Adopcja Polityka”, cóż się za tym kryje?

To pojęcie odnosi się do bardzo ciekawej inicjatywy obywatelskiej, której pomysłodawcą jest ks. Rafał Jarosiewicz. Obecnie działania społeczne tego typu korzystają z rozmaitych platform informatycznych. Tak też jest w tym przypadku. Ci, którzy chcieliby zapoznać się z tym pomysłem i dołączyć do sporego już grona uczestników, powinni wejść na stronę internetową”Gościa Niedzielnego” i kliknąć w malutką ikonkę na samej górze strony, zatytułowaną „Adoptuj posła”.

Czemu to wszystko służy?

Powiem najpierw ogólnie, że chodzi o to, byśmy jako społeczeństwo poczuli się odpowiedzialni za polityków. Tych ludzi nie można zostawić samym sobie. Oni potrzebują naszego wsparcia modlitewnego. Każdy misjonarz, który wyjeżdża na palcówkę prosi o modlitwę. Każdy też opowiada w jaki sposób nasze modlitwy pomagają mu podejmować decyzje, stanowią realne wsparcie w trudnych sytuacjach. W adopcji posła chodzi właśnie o coś takiego, że modlimy się za kogoś, kto pełni ważną misję polityczną i społeczną. Wierzymy, że nasza modlitwa pomoże mu podejmować dobre decyzje i w ogóle działać na rzecz dobra naszego kraju – niezależnie od tego, jaką partię polityczną reprezentuje.

Nie widzi Pan w tym niebezpieczeństwa mieszania polityki i religii?

Oczywiście, że nie. Moja modlitwa za posła nie jest tym samym, co jakiś polityczny lobbing. Jednym słowem: modlitwa za polityków w żaden sposób nie narusza zasady rozdziału Kościoła od państwa. Nie narusza też wolności tego polityka, on nawet nie wie, że za niego się modlę. A nawet gdyby wiedział, to przecież i tak zrobi to, co zechce. Patrząc od innej strony: nawet najstraszniejsze reżimy nie zabraniały ludziom modlić się za polityków.

Czego dowodzi ta inicjatywa? Jak Pan myśli skąd ten pomysł?

Dla mnie osobiście jest on dowodem na to, że wiara Polaków jest bardzo żywa i odpowiedzialna. Bo przecież prawdziwa wiara chrześcijańska to wiara w to, że Bóg ma najlepszy pomysł na rozwiązanie nie tylko naszych spraw osobistych, ale także naszych spraw gospodarczych i politycznych. Wierzymy że działa On dzięki ludziom, którzy są otwarci na Jego znaki. Chodzi o to, żeby poprzez nasze modlitwy pozwolić mu działać w ludziach. Pomysł, o którym mówimy ma u swoich źródeł powszechne dziś przekonanie, że polityka jest sprawą zbyt ludzką, by odesłać ją do diabła i zbyt ważną, żeby zostawić ją samym ludziom. Coraz wyraźniej widać, że czysto ludzkie sposoby urządzenia świata zawodzą. Coraz częściej słyszy się opinię, że sytuację w naszym kraju i w ogóle na świecie może uzdrowić jedynie jakiś cud, jakieś Boże działanie.

To nie jest tak, że pomysł adopcji polityka, modlenia się za posłów jest wynikiem obserwacji skandalicznych zachowań i złych decyzji rządzących?

Jeśli mianem „rządzących” określimy przedstawicieli wszystkich rodzajów władzy – tj.: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, to jest jasne, że w każdym z tych sektorów są ludzie, którzy popełniają błędy różnego rodzaju i różnego kalibru. Czym innym jest jednak jakaś słabość tego czy innego gracza na scenie politycznej, a czym innym świadoma eskalacja konfliktu, która prowokuje obie jego strony do zachowań coraz bardziej agresywnych. Akcja modlitewna, o której mówimy, to w moim odczuciu odruch obronny społeczeństwa, które nie życzy sobie, by ów konflikt rozlał się na wszystkie sfery naszego życia, objął wszystkie kręgi społeczne i zatruł wodę, którą wszyscy pijemy. Jest takie staropolskie przysłowie, że „niezgoda rujnuje”. Ludzie jakoś to czują. A zarazem z doświadczenia wiedzą, że przy tak wielkiej skali negatywnych emocji, ludzkie siły zawodzą. Potrzebne jest działanie Boga.

Istnieje lista polityków, których można „adoptować”?

W inicjatywie wspieranej przez „Gość Niedzielny” chodzi wyłącznie o posłów – wszystkich, niezależnie od ich przynależności partyjnej. Wydaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by objęła ona również senat, a także rząd i władzę sądowniczą. W tym miejscu warto podkreślić, że inicjatywa modlitwy za prezydenta jest już od dawna realizowana, a jej ważną popularyzatorką jest pani Barbara Zabrzeńska, mieszkanka Nowego Sącza. To dzięki jej wysiłkom do Kancelarii Prezydenta RP napłynęło ponad 6000 deklaracji codziennej modlitwy w intencji głowy państwa. Prawdę mówiąc ta inicjatywa nie jest dla mnie zaskoczeniem. Świetnie pamiętam modlitwy za ojczyznę w latach stanu wojennego w naszym kraju. Od tamtych czasów do dziś pozostał mi nawyk modlitwy za rządzących naszym krajem. Modlitwy za ojczyznę są i teraz odmawiane w kościołach przynajmniej kilka razy w roku. Patrząc z pewnej perspektywy można raczej dziwić się, że ta ważna inicjatywa nie zrodziła się dziesięć czy piętnaście lat wcześniej.

Co myśli Pan o skuteczności podobnych działań?

Nie mnie to osądzać. Norwid napisał kiedyś takie zdanie „Modlitwy idą i wracają, nie ma niewysłuchanej”. Nie chodziło mu o to, że Bóg od razu spełnia nasze zachcianki dokładnie w taki sposób, jak prosiliśmy. Chodziło mu raczej o to, że nasza modlitwa jakoś otwiera ludzką przestrzeń – indywidualną i społeczną – na Boże działanie. Takiego otwarcia wszyscy teraz w Polsce potrzebujemy – niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, czy niewierzący i oczywiście niezależnie też od naszych poglądów politycznych.

 

rozmawiała Natalia Sekuła

 FOT. ANDRZEJ KLIMKOWSKI

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama