Wspomnienie o Jerzym Leśniaku. Podanie sobie ręki było dobre

Wspomnienie o Jerzym Leśniaku. Podanie sobie ręki było dobre

Z Jurkiem Leśniakiem spotykaliśmy się w pracy w kilku sądeckich redakcjach. Nasze zawodowe drogi schodziły się, rozchodziły, by znowu się schodzić. Pracowaliśmy razem, a zaraz potem boksowaliśmy się na łamach, wymieniając argumenty, albo czasami ciosy mające tego drugiego skutecznie posłać na deski. No i co tu mądrego napisać – taka specyfika naszego zawodu – bo w końcu gdzie się mieliśmy boksować, jeśli nie na łamach gazet, w których aktualnie pracowaliśmy?

Niestety obydwaj wychodziliśmy z tych słownych szermierek trochę poobijani, choć pewnie każdy z nas odczuwał wątpliwą satysfakcję, że właśnie zyskał chwilową przewagę nad drugim.

Coś innego jednak zapamiętam z naszej dwudziestoletniej znajomości. To mianowicie, że kilka lat temu wspólnie doszliśmy do wniosku, iż dotychczasowa forma naszej komunikacji nie jest dobra i najzwyczajniej w świecie podaliśmy sobie ręce. Świadkowie tego wydarzenia trochę dla żartu zrobili nam wtedy zdjęcie – będzie na pamiątkę.

No więc jest ono dzisiaj ilustracją do tego wspomnienia. I podanie sobie ręki było dobre. Bardzo sobie cenię ten moment, kiedy ludzie potrafią sobie powiedzieć – ok, wystarczy, a teraz usiądźmy i porozmawiajmy, co możemy zrobić razem.

W jakimś sensie jestem dumny, że Jurek Leśniak został współpracownikiem „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”. Jego teksty bez wątpienia wzbogacały czytelniczą ofertę naszej gazety, a Jurek mógł powrócić na łamy sądeckiej prasy. Czyli mógł robić to, co chyba najbardziej lubił – pisać o swoim mieście, regionie i ludziach tutaj żyjących.

Nie mam dziś cienia wątpliwości, że był w tych sprawach autorem najbardziej kompetentnym. W sytuacjach kryzysowych, kiedy nagle pojawiał się pilny temat, wystarczył jeden wieczorny telefon do Leśniaka i rano gotowy tekst wpadał do skrzynki mailowej. To rzadka dzisiaj cecha w naszym zawodzie – pracowitość i wiedza sprawnie przekładana na dziennikarski materiał. Chyba nigdy nam niczego nie odmówił, a jeśli bardzo dociskały go terminy, zawsze dzwonił z prośbą o prolongatę zamówionego materiału.

Jeszcze kilka tygodni temu Jego autorską dyspozycyjność traktowaliśmy jako rzecz naturalną, jako coś, co mamy na wyciągnięcie ręki. Refleksja nad łatwością z jaką to wszystko się działo, przychodzi dopiero teraz, kiedy wiemy, że już nie zadzwonimy, by poprosić Go o kolejny tekst do DTS.

Ostatni mail jaki przyszedł do redakcji z adresu [email protected] brzmiał mniej więcej tak: „Gratuluję wam polsko-słowackiego wydania. Chcieliśmy takie zrobić 30 lat temu w „Dunajcu”, ale dopiero wam się udało”.

Trudno uwierzyć, ale to „Dobry Tygodnik Sądecki” był ostatnią gazetą Jerzego Leśniaka. Nasza współpraca zakończyła się zdecydowanie za wcześnie.

Wojciech Molendowicz

Reklama