Wojaże PTTK: Skąpany w słońcu Beskid Żywiecki

Wojaże PTTK: Skąpany w słońcu Beskid Żywiecki

Nadeszła pierwsza kwietniowa niedziela a wraz z nią wyprawa sądeckiego PTTK do Beskidu Żywieckiego.

Niewiele jest miejsc w polskich górach, w których sądeckich PTTK-owców nie było. Byliśmy również i w tym paśmie zwanym czasami Pasmem Przedbabiogórskim ale czemu nie zdobyć ponownie szczytu zwanego Jałowcem,  którego wysokość to: 1111 m.

Start następuje w Zawoi (dokładnie przysiółku Wełcza), która jest największą pod względem ludności i powierzchni wsią w Polsce a dorównać może jej tylko „nasza” gorczańska Ochotnica. W samej wsi zwraca nasza uwagę interesujący kościół pw. Św. Klemensa z 1888 roku, którego fundatorem był arcyksiążę Albrecht Habsburg z Żywca o czym przypomina tabliczka nad wejściem.

Nieznakowaną drogą docieramy na przełęcz Klekociny, w pobliżu której znajduje się pierwsze na naszej trasie schronisko „Zygmuntówka”, lecz mimo chęci dostania się do środka cały zapał spełza na niczym, bo zamknięte.

Tutaj krótka przerwa na posiłek i ruszamy na główny szczyt dzisiejszego dnia Jałowiec. Przed wierzchołkiem wybija się na prowadzenie trójka „biegaczy górskich” i to oni osiągają szczytową polanę pierwsi. Chyba po to, by dłużej niż pozostali podziwiać  wzbudzający niemały zachwyt widok. Widać Beskid Żywiecki i Śląski i trochę Słowacji na horyzoncie.

Dlatego warto tu dłużej posiedzieć nawet mimo tego, że ludzi całkiem sporo, bo  pogoda przednia. W końcu można zrzucić grube polary i wystawić blade ciało do słonka.

Przejrzystość może nie idealna ale większą część trasy towarzyszy nam widok na królową Beskidów Zachodnich, czyli Babia Górę (1725 m), która przyciąga wzrok białą czapą śniegu w partiach szczytowych.

Nasza grupa natomiast w rozpędzie mija drugie na trasie schronisko na przełęczy Opaczne zwane „W murowanej piwnicy”, o czym może się przekonać piątka zdobywców GOT, którzy odłączywszy się od reszty właśnie do czegoś na kształt piwnicy musi zejść, aby zdobyć upragniona pieczątkę do książeczki GOT. A potem pęd za resztą grupy, ale przecież pieczątka to trofeum potwierdzające, że byliśmy nawet tutaj.

Gdzieś po dwóch trzecich trasy kolejna przerwa, bo przy tej pogodzie gdzie się śpieszyć, zwłaszcza, że polanka dogodna by zrobić ognisko. Zatem smażymy przyniesione kiełbaski a wzrok tonie gdzieś w śniegach i żlebach niedalekiej Babiej Góry. Aż nie chce się ruszać z miejsca, gdy przewodnik wzywa do rozpoczęcia dalszego marszu. Można śmiało powtórzyć za poetą „chwilo trwaj, jesteś taka piękna”.

Dalsza droga to dalej szlak żółty, który później zmieniamy na czerwony doprowadzający nas znów do Zawoi ale już do Centrum.

Przed odjazdem niektórzy fundują sobie jeszcze lody, bo upał doskwiera a wiosna jak najbardziej w pełni.

Podsumowując całość można śmiało zgodzić się z „najstarszymi przewodnikami”, którzy twierdzą, że 95 procent udanej wycieczki to przede wszystkim pogoda a tej nie brakowało w niedzielę drugiego kwietnia. Wracamy zatem naładowani (oraz opaleni) słońcem, by zmierzyć się z kolejnymi dniami nadchodzącego tygodnia w pracy, w domu , czy gdziekolwiek przebywamy.

Tekst: Michał Kelm

Fot. Robert Sokół

 

Reklama