O tym jak trzej panowie *W.* z Królową Zimą wojowali

O tym jak trzej panowie *W.* z Królową Zimą wojowali

Ojmiakon, to mała wieś w Jakucji, w której zanotowano najniższą temperaturę powietrza na naszej planecie. Walerjan Romanowski, to człowiek, który przez 48 godzin jeździł rowerem w tym najzimniejszym miejscu na Ziemi, sprawdzając możliwości i ograniczenia ludzkiego organizmu. Końcowy efekt wyprawy – ustanowienie kolejnego w karierze tego niezwykłego sportowca rekordu wpisanego do Księgi Guinnessa.

Kiedy tej zimy przeciętny Polak niecierpliwie odliczał dni do zbliżającej się wiosny, trzej „panowie W”: Walerjan, Romanowski, Wawrzyniec Kuc i Wacław Laba, członkowie sądecko-podhalańskiego oddziału Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód, pakowali plecaki i wybierali się na krótką, zagraniczną wyprawę. Od statystycznego Kowalskiego odróżniał ich jedynie kierunek i cel wyjazdu – zamiast urokliwej plaży nad ciepłym morzem – zaśnieżone ostępy syberyjskiej Jakucji, a zamiast odpoczynku na leżaku – ustanawianie rekordu w jeździe na rowerze w ekstremalnych warunkach pogodowych.

Syberia i arktyczna Rosja, są nam dobrze znane – mówi Wawrzyniec Kuc, jeden z organizatorów wyprawy Winter Bicycle Record Project. – W zeszłym roku, razem w Wacławem Labą wybraliśmy się m.in. na półwysep Jamał. Ale tegoroczna wyprawa była zupełnie inna. Tym razem towarzyszył nam Walerjan, który zamierzał ustanowić, kolejny już w swoim życiu, rekord. Dlatego właśnie w lutym tego roku znaleźliśmy się w Jakucji.

Pochodzący z Wileńszczyzny 42-letni sportowiec nie kryje, że do wyprawy przygotowywał się przez wiele lat.

Dla kogoś, kto czynnie uprawia sport przygotowania do takiego wyczynu trwają minimum 10 lat. Ja sam przygotowywałem się około 15. I nie chodzi to tylko o kondycję fizyczną, ale także o psychikę. Właściwie można powiedzieć, że to nie tyle sport, co po prostu styl życia. No i oczywiście do ustanawiania lub bicia rekordu Guinnessa potrzebny jest sztab ludzi, którzy pomogą na każdym etapie przygotowań – mówi.

W przypadku Walerjana Romanowskiego, chodziło nie tylko o towarzyszy wyprawy czyli Wawrzyńca Kuca i Wacława Labę, ale także o dietetyka i trenera, którzy pomagali utrzymać organizm w dobrej kondycji, zanim Polak z Wileńszczyzny w ogóle postawił stopę w Jakucji.

Romanowskiemu pomogły także pobyty w specjalnej komorze klimatycznej, dawały one bowiem pewne wyobrażenie o zachowaniu organizmu w ekstremalnych warunkach pogodowych.

W trakcie samego ustanawiania rekordu, temperatura powietrza w Ojmiakonie oscylowała wokół minus 45 stopni Celsjusza, a Walerjan Romanowski przebywał na zewnątrz przez dwie doby, nie korzystając ani na chwilę z możliwości odpoczynku w ciepłym pomieszczeniu. Ustanawianie podobnego rekordu musiało być zatem zaplanowane co do przysłowiowej minuty.

Przede wszystkim, zanim w ogóle wsiadłem na rower, musiałem sobie wyobrazić ten wysiłek krok po kroku, tak aby sensownie zaplanować wydatkowanie energii. Poza tym przez cały czas obserwowałem swój organizm, reagowałem na kryzysy, które pojawiały się niemal od samej chwili startu – opowiada.

Choć Walerjan Romanowski w trakcie okrążeń wokół Ojmiakonu był na trasie sam, jego towarzysze cały czas monitorowali sytuację i czekali na niego na przygotowanych wcześniej przystankach.

Musieliśmy dbać o posiłki, napoje, a także zmianę ubrania – wspomina Wawrzyniec Kuc. – Wszystko musiało być perfekcyjnie zaplanowane, bo pomyłka mogła być groźna w skutkach.

Znakomita kondycja fizyczna i psychiczna, świetne przygotowanie zespołu i dobrze rozplanowany wysiłek przyniosły upragniony skutek i w lutym tego roku Walerjan Romanowski trafił do Księgi rekordów Guinnessa.

Rekord rozbiliśmy na trzy mniejsze – 12 godzinny, 24 godzinny i wreszcie 48 godzinny, tak aby ci, którzy będą chcieli iść w moje ślady, zdecydowali, który konkretnie rekord będą chcieli pobić – wyjaśnia.

zdjęcia: projekt VR

Czytaj więcej:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama