Sądeczanka walcząca: mąż nie chciał, żebym się biła

Sądeczanka walcząca: mąż nie chciał, żebym się biła

Sama świadomość przegranej i porażki jest dla nas o wiele bardziej miażdżąca niż dla mężczyzn. Oni zwykle szybciej się zbierają po przegranej, a kobiety mają w sobie coś takiego, że chcą „już”, „teraz” i najlepiej żeby zawsze były numerem jeden. A tak się nie da…  mówi trenerka kickboxingu, współwłaścicielka klubu Fight House, żona kickboxera Rafała Dudka, matka dwóch małych córek. Katarzyna Dudek to kobieta, która bardzo dobrze wie, co to znaczy godzić osobiste ambicje z obowiązkami, które niesie rola żony, matki, trenerki grup dziecięcych i juniorów, a ostatnio także aktywnych mam.

Do klubu Fight House prowadzonego przez małżeństwo Dudków, za pierwszym razem wcale nie jest łatwo trafić. Nie ma wielkich szyldów reklamowych, banerów, ani nawet skromnej tabliczki informującej przechodnia, że w tym budynku będzie mógł trenować pod okiem mistrza świata oraz jego żony, licencjonowanej trenerki kickboxingu. Wtajemniczeni wiedzą jednak, że na drugim piętrze przeszklonej kamienicy przy ulicy Szwedzkiej, kryją się dwie duże sale treningowe, codziennie wypełnione amatorami tego popularnego w naszym mieście sportu walki. Mężczyźni, kobiety, ludzie dorośli ale także dzieci i młodzież. – Nasz klub jest otwarty dla wszystkich – zapewnia Katarzyna Dudek. – Obydwoje z mężem kochamy kickboxing, to nasza pasja, nasz sposób na życie i chcemy się podzielić nim ze wszystkimi, którzy podzielają naszą fascynację.

Wyżywała się na treningach

No właśnie, fascynacja. Choć w rozmowie z Katarzyną Dudek nie sposób uniknąć wątku jej męża, od razu trzeba zaznaczyć, że mimo iż obydwoje profesjonalnie zajmują się kickboxingiem, ich sportowa historia potoczyła się zupełnie innymi torami. – Kickboxingiem zainteresowałam się pod wpływem Rafała – wspomina Katarzyna Dudek. – Byłam młoda, zakochana, a mój chłopak trenował kickboxing. Wiedziałam, że to jego wielka pasja i że wiąże z nią swoją przyszłość. Dlatego nie starałam się go od niej odciągnąć, a kiedy zaproponował mi, żebym przyszła na trening i zobaczyła, o co w tym wszystkim chodzi, zgodziłam się. Decyzja ta, wpłynęła na całe ich dalsze życie, bo okazało się, że kickboxing wciągnął także dziewczynę Rafała, która ku ich obopólnemu zdziwieniu, całkiem nieźle radziła sobie na ringu. Od razu jednak ustalili z przyszłym mężem, że w jej przypadku kariera zawodnicza absolutnie nie wchodzi w grę. – Mąż nie chciał, żebym się biła, a i ja nigdy nie czułam takiej potrzeby. Dostatecznie wyżywałam się na treningach, a same medale nie były dla mnie celem czy spełnieniem marzeń. Zresztą poszłam na studia, miałam inne zainteresowania. Kickboxing był jednak stale obecny w moim życiu.

Celem była legitymacja trenera

Miłość do tego niezwykle wymagającego sportu walki zaowocowała założeniem pierwszego klubu, a także doskonaleniem sportowych umiejętności przez Katarzynę i Rafała. W przypadku żeńskiej połówki duetu Dudków były to umiejętności trenerskie. – Cały czas chciałam się szkolić, podnosić swoje kwalifikacje i być prawdziwym, profesjonalnym trenerem, który z czystym sumieniem może uczyć innych, bo wie, że jest profesjonalistą. Moim celem było zdobycie legitymacji trenera wystawionej przez Polski Związek Kickboxingu. Nie było to proste, ale dopięłam swego. W międzyczasie Katarzyna Dudek zdobywała kolejne stopnie w kickboxingu, który podobnie jak chociażby karate, mierzy nimi klasę zawodników.

Czy żałuje, że nie poszła, podobnie jak mąż, drogą kariery zawodnicznej? – Absolutnie nie. Weszłam do kickboxingu niejako od „drugiej strony” i bardzo się cieszę, że mogę uczyć innych. Kocham uczyć, bardzo przywiązuję się do swoich uczniów i przeżywam, podobnie jak mój mąż, kiedy z różnych przyczyn rezygnują z treningów. Choć przez moje ręce przeszło mnóstwo uczniów, wszystkich pamiętam. Są dla mnie takimi „przyszywanymi dziećmi”.

Jak podkreśla Katarzyna Dudek, kickboxing to bardzo wymagający sport i nie każdy uczeń, nawet ten bardzo uzdolniony, nadaje się na profesjonalnego zawodnika. Tutaj bowiem, oprócz predyspozycji fizycznych i talentu, liczy się także nastawienie psychiczne i odpowiedni system wartości.  – To nie jest sport dla głupków. Buduje on charakter, uczy szacunku do drugiego człowieka, do przeciwnika i do samego siebie. Jeśli ktoś podchodzi do kickboxingu w ten sposób, może naprawdę dużo osiągnąć. Ci, którzy nastawieni są tylko na medale, często odpadają dosyć szybko. Staramy się wpływać pozytywnie na dzieci i młodzież, chociaż pamiętamy, że nie jesteśmy ich rodzicami. Chcemy też wpływać na rodziców, uświadomić im, że najważniejsze jest dziecko i jego pasje, a nie niespełnione ambicje rodziców.

Zmęczenie i wątpliwości

Choć Katarzyna Dudek wspólnie z mężem prowadzi klub i oczywiście podziela jego fascynację kickboxingiem, przyznaje, że życie z zawodowym sportowcem nie jest usłane różami. Nawet jeśli doskonale zna się specyfikę danej dyscypliny, i wie „na co się pisało”, poczucie zmęczenia i wątpliwości co do sensowności wybranej drogi to częsty towarzysz partnerki sportowca. – Tak się akurat składało, że kiedy dzieci chorowały, były jakieś trudne sytuacje życiowe, mąż był akurat poza domem. To oczywiście nie było jego widzimisię – miał zakontraktowaną walkę, musiał na nią jechać, to było ważne zarówno dla niego samego jak i dla nas. Nie zmienia to jednak faktu, że często było mi naprawdę ciężko, zwłaszcza, że nasza młodsza córeczka bardzo dużo chorowała.

W najgorszych momentach zmęczenia czy zwątpienia Katarzynę Dudek ratował kickboxing.  Pozwalał na odreagowanie wszystkich frustracji i pomagał „zachować pion”. Podobnie jak prowadzenie treningów, które wymaga od instruktora absolutnej koncentracji i bycia „tu i teraz” z podopiecznymi. – Uczymy wszystkiego od podstaw, od zera. Dla mnie poczucie całkowitego spełnienia wiąże się z faktem, że to moi uczniowie zdobywają medale. Cieszę się, kiedy widzę efekty swojej pracy, a moi podopieczni lądują np. w kadrze narodowej. Nie sądzę, aby moje własne medale mogły mi dać tak duże poczucie zadowolenia i satysfakcji.

Kobietom trudniej znosić porażki

Dzieci, juniorzy wreszcie aktywne mamy, które pragną zrobić coś dla swojego ciała i ducha. Treningi dla kobiet prowadzone przez Katarzynę Dudek to efekt jej własnym zmagań z „oporem materii”, czyli niechęcią do samotnych ćwiczeń w domu. Zaczęło się od cyklu „Aktywna mama” prowadzonego dla jednej z lokalnych telewizji, a zaowocowało powstaniem grupy ćwiczeniowej dla kobiet i nawiązaniem współpracy z Klubem Aktywnych Mam.  – Chodziło nam o znalezienie w naszym mieście miejsc, gdzie kobiety mogą coś dla siebie zrobić. I choć sama uprawiam kickboxing, pociągały mnie także inne formy aktywności ruchowej i szukałam czegoś dla siebie. Ostatecznie zawsze wracałam do kickboxingu, ale rozumiem, że kobiety są różne i pociągają je różne rzeczy.

Kobieca grupa ćwiczy jedynie pewne elementy kickboxingu, ale w klubie Dudków walczyć mogą także kobiety. Czy to dobry sport dla płci pięknej?

– Jeśli mówimy o karierze zawodowej na ringu, to niekoniecznie. Poza tym kobiety inaczej podchodzą do tego sportu.  Sama świadomość przegranej i porażki jest dla nas o wiele bardziej miażdżąca niż dla mężczyzn. Oni zwykle szybciej się zbierają po przegranej, a kobiety mają w sobie coś takiego, że chcą „już”, „teraz” i najlepiej żeby zawsze były numerem jeden. A tak się nie da.

Katarzyna Dudek nie musi być numerem jeden, satysfakcję sprawiają jej sukcesy innych. A jej marzeniem jest, aby klub dalej się rozwijał, nawet kiedy mąż odwiesi zawodowe rękawice na kołku. Bo choć bywa bardzo ciężko i czasami naprawdę ma się wszystkiego dosyć, jednego jest na 100 procent pewna: – Ja po prostu kocham ten sport.

Tatiana Biela

Fot. Z arch. Katarzyny Dudek

Czytaj więcej:

 


Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama