Piwniczańska lekcja demokracji w pięciu aktach

Piwniczańska lekcja demokracji w pięciu aktach

Proces, jaki zakończył się w zeszłym tygodniu w Sądzie Rejonowym w Nowym Sączu, był znakomitą lekcją demokracji samorządowej. Był odpowiedzią na pytania wielu przedstawicieli władz samorządowych dotyczące granic krytyki, a przede wszystkim wolności wypowiedzi i cenzury. W roli nauczyciela wystąpił sędzia SR Paweł Poręba.

Oddalił on powództwo Zbigniewa Janeczka, burmistrza Piwnicznej-Zdroju i jego zastępcy Mariusza Lisa, którzy pozwali radną Kazimierę Sikorską za, ich zdaniem, naruszenie dóbr osobistych. Sędzia Paweł Poręba przez ponad 2,5 godziny uzasadniał swoją decyzję, ale niestety nie wysłuchali jej pozywający, bo nie pojawili się na rozprawie. Szkoda, gdyż obydwaj delikatni jak mimozy i wrażliwi, wiele by się mogli nauczyć o demokracji i samorządzie.

Sprawa zaczęła się dokładnie 2 lata temu 21 października 2015 r., podczas sesji Rady Miasta i Gminy. Persony piwniczańskiego dramatu to: Zbigniew Janeczek wtedy od roku burmistrz, Mariusz Lis jego zastępca – również od roku. Obydwaj bez jakiegokolwiek doświadczenia samorządowego, z zawodu nauczyciele. Kazimiera Sikorska od trzech kadencji radna gminna i od 20 lat przewodnicząca Zarządu Osiedla Borownice-Witkowskie. Oprócz tego milcząca większość radnych dobrze ustosunkowana z burmistrzem i miesięcznik „Znad Popradu”.

Przebieg dramatu – akt I. Podczas sesji i wcześniej radna Sikorska zadawała burmistrzom pytania, składała interpelacje o sprawy gminne żywo interesujące lokalną społeczność. A to o drogi, a to dlaczego burmistrz sam podjął decyzję o wycięciu drzewa z gminnych lasów (dodajmy, że na szczytny cel) i dopiero po upływie pewnego czasu przedłożył uchwałę radzie do przegłosowania. Ciekawiło ją, podobnie jak innych mieszkańców, dlaczego dożynki były bardzo drogie, nie mówiąc o imprezie towarzyskiej oddaniu do użytku hali sportowej. Dociekała, jak to się stało, że gmina kupiła działkę oraz budynek i notarialnie przekazała je OSP Głębokie a ta miejscowość jest w gminie Rytro.

Akt II. Na wspomnianej sesji burmistrz stwierdził publicznie podniesionym głosem belferskim, że interpelacja radnej Kazimiery Sikorskiej zawiera język nienawiści i insynuacji, i nie życzy sobie, by taki język był używany. Pozostali radni spuścili głowy i posępnie patrzyli w blaty stołów lub w okna. Rozpoczęła się cicha publiczna nagonka na radną. Urzędnicy związani z piwniczańskim ratuszem nie kryli oburzenia – jak ona mogła denerwować burmistrza. Zresztą w trakcie procesu to oni i przyjaźni radni stawili się przed oblicze sądu jako świadkowie burmistrza. Świadkami radnej były osoby w żaden sposób z Urzędem Miasta i Gminy niezwiązane.

Akt III. W obliczu takiej nagonki na łamach miesięcznika „Znad Popradu” w styczniu 2016 r. radna Sikorska wyłuszczyła swoje racje pod znamiennym tytułem „Zaszczyt nakłada ciężar”. Oczywiście chodzi o zaszczyt wyboru do władz samorządowych. Opublikowanie tego artykułu nieocenzurowanego przez burmistrza kosztowało Barbarę Paluchową, redaktor naczelną, utratę stanowiska. To było za mało dla Janeczka i Lisa. Na łamach „Znad Popradu” dali odpór radnej chwaląc się swoimi dokonaniami, poprosili też, by nie używała słów pełnych insynuacji
i powszechnie uznanych za obraźliwe. Równolegle wezwali ją do pokajania się i w kwietniu 2016 r. wezwali ją poprzez gminnego adwokata do publicznych przeprosin.

Akt IV. Radna nie ugięła się przed żądaniami, traktując je jako absurdalne. Tak więc trafiła do sądu sprawa o naruszenie dóbr osobistych. Pierwotnie burmistrzowie koniecznie chcieli utajnić przed mediami przebieg procesu, ale sędzia Paweł Poręba nie zgodził się na takie dictum. Więc mogli się przysłuchiwać dziennikarze, co też mieliby do ukrycia przed opinią publiczną Janeczek i Lis.

Akt V. Sędzia Paweł Poręba wylał kubeł lodowatej wody na rozgrzane pewnie wiatrem halnym głowy pysznych „władców” Piwnicznej-Zdroju. W swoim długim uzasadnieniu o oddaleniu powództwa stwierdził m.in., że władza musi być kontrolowana a swoboda wypowiedzi i możliwość krytykowania to fundament demokracji. Dodał, że panowie burmistrzowie muszą mieć grubą skórę i świadomość, że sprawowanie funkcji nie jest łatwe i przyjemne a burmistrz powinien korzystać z krytyki i uwag o wiele bardziej doświadczonej z zakresu samorządności radnej Sikorskiej a nie pozywać ją do sądu. To raczej ona miałaby powody pozwać do sądu burmistrza. Wyrok jest nieprawomocny. Co ciekawe Janeczek i Lis żądali od Sikorskiej w sumie 40 tys. zł. Teraz decyzją sądu będą wspólnie musieli zapłacić ponad 3,7 tys. zł za adwokata radnej Sikorskiej.

Mój Boże! Po roku zaledwie pracy w samorządzie burmistrz Janeczek poszedł do sądu ze skargą na radną Sikorską za to, że stawia trudne pytania i merytoryczne interpelacje. On i jego zastępca Lis uznali, że radna przekroczyła dopuszczalne granice krytyki (kto w Piwnicznej ustala te granice?) a przedstawiając ich w negatywnym świetle stracili wiarygodność (sic!). Gdyby Janeczek poszedł po radę do takich zasłużonych samorządowców jak Jan Golba (burmistrz Muszyny), Stanisław Golonka (wójt Łososiny Dolnej), Piotr Krok (wójt Grybowa), Stanisław Kiełbasa (wójt Nawojowej) o prezydencie Ryszardzie Nowaku nie wspominając, zapewne nie naraziłby się na śmieszność. Bo pycha zwykle kroczy przed upadkiem. A bycie burmistrzem wybranym przez suwerena to służba dla ludzi i odpowiadanie nawet na trudne dla władzy pytania. Gdyby więcej Janeczków było u władzy w samorządach powiatu nowosądeckiego to Sąd Rejonowy w Nowym Sączu pracować by musiał na trzy zmiany.

Reklama