Miejsce, program, czas i ludzie, czyli unikalny zespół cech

Miejsce, program, czas i ludzie, czyli unikalny zespół cech

Rozmowa z WOJCIECHEM KNAPIKIEM – pomysłodawcą i organizatorem Pannonica Folk Festival

– Ani się nie obejrzeliśmy, a tu Pannonice stuka 5 lat?

– W tym roku obchodzimy swój mały „drewniany” jubileusz. W tym czasie udało nam się dotrzeć do fanów muzyki bałkańskiej, cygańskiej, węgierskiej i skonsolidować wokół festiwalu osoby, które gotowe są rzucić wszystko, żeby z drugiego krańca Polski przyjechać na Pannonicę. Przez naszą scenę „w krzakach nad Popradem” przewinęło się już ponad 50 zespołów, wiele z nich dało niezapomniane koncerty, które do dziś są wspominane: Boban i Marko Marković, Besh-o-drom, Dejan Petrović Big Band, Romengo, żeby wymienić tylko kilka. Najważniejsze festiwale z nurtu etno-folk i world music były dotąd domeną dużych miast – Poznań, Gdynia, Kraków, Lublin, Warszawa. W ciągu wspomnianych pięciu lat do tego elitarnego grona dołączyły nasze… Barcice. Dołączyły to mało powiedziane, mocno namieszały w branży. W ciągu pięciu lat pod niektórymi względami udało nam się nawet przegonić starsze i bardziej doświadczone festiwale z tego nurtu.

– A zaczęło się od…?

– Najpierw była fascynacja muzyką bałkańską: filmy Kusturicy, pierwsza trasa koncertowa Kayah i Bregovica z 1999 roku i… płyta „East meets East” Kroke z 2003 r., która była dla mnie jak objawienie. Działając w trzecim sektorze przez kilka lat bezskutecznie starałem się pozyskać fundusze na rozkręcenie festiwalu „Okraje”, bo jeszcze wtedy tak nazywał sie festiwal, który kiełkował w mojej głowie. Dopiero w 2013 r. pod parasolem starosądeckiego Centrum Kultury udało się uzyskać przychylność burmistrza i zorganizować pierwszy bałkański festiwal w idealnie nadającej się do tego w osadzie nad Popradem.

– Pannonica – miejsce spotkań i celebrowania kontaktu z żywą kulturą Nowej Europy i naturą. Co się kryje pod tym hasłem?

– Zauważyliśmy, że na naszym festiwalu paradoksalnie wcale nie muzyka jest najważniejsza, tylko właśnie spotkania międzyludzkie i my jesteśmy miejscem takich spotkań. A precyzyjnie i „miejscem” rozumianym jako przestrzeń i „spotkaniami”, za którym potem tęskni się przez długie zimowe wieczory. „Żywa kultura Nowej Europy”, co tu tłumaczyć? Europa jest „Stara” i „Nowa”, ta nowa dla nas jest dużo ciekawsza. Tak jak u Stasiuka, który jak ma wybór to jedzie albo na wschód albo na południe i prawie nigdy na zachód. I naszym zdaniem ta kultura, którą ma do zaoferowania Europa Południowa, jest niezwykle witalna i inspirująca. Jest też niesamowicie ekspresyjna, emocjonalna i… szczera, a dzięki temu nas – swoich odbiorców tak wciąga. I na końcu ten kontakt z naturą. Rzecz ma miejsce nie w koncertowych salach, ale na plenerowym festiwalu wśród łąk i lasów, przysłowiowych nadpopradzkich krzaków, gdzie centralnym obiektem naszej wioski festiwalowej jest drewniana stodoła, a pobudkę na polu namiotowym zarządzają miejscowe koguty.

– Czym ten festiwal różni się od innych muzycznych imprez?

– Odpowiedź może być dość złożona, bo chodzi tu nie tyle o pewien „zespół unikalnych cech”, co o „unikalny zespół cech” takich jak: miejsce, program, czas i ludzie, których mix dopiero sprawia, że nasza publiczność często o Pannonice mówi jak o zjawisku wyjątkowym, niepowtarzalnym.

Miejsce: umówmy sie Barcice to nie jest aglomeracja. Dla kogoś z Warszawy, kto pierwszy raz usłyszy o Barcicach, jeśli to nie koniec świata, to przynajmniej peryferie peryferii. Wioska gdzieś przy słowackiej granicy, daleko od autostrady. Wyjazd do jakiś tam Barcic to już pewne wyzwanie, a może nawet zapowiedź większej przygody. Program: nie ma (w każdym razie nie ma w Polsce) festiwalu, który prezentuje muzykę niszową – folk i to jeszcze w ultraniszowym wydaniu, skupiając sie wyłącznie na nurcie muzyki bałkańskiej, węgierskiej, cygańskiej i karpackiej. Takie założenia są dużym dziwactwem na tle innych festiwali.

Czas: ostatni tydzień wakacji to już na dobrą sprawę okres poza szczytem letnich imprez plenerowych. A dla nas to czas wymarzony: w górach już nie ma tłoku, pogoda jest zazwyczaj stabilna, dzień krótszy, więc z rozpoczęciem koncertów nie trzeba czekać do zmroku po 22. jak pod koniec czerwca. Konkurencja ze strony innych festiwali jest zatem prawie żadna. Przybyszom z daleka ten czas na pobyt w górach na ogół bardzo odpowiada. A stali bywalcy za swój rytuał przyjęli celebrowanie końca letnich wakacji na Pannonice.

I rzecz najważniejsza, czyli ludzie – nasza publiczność. Już Jurek Bawoł akordeonista Kroke na pierwszej Pannonice, gdy jeszcze dużo mniej osób przyjeżdżało niż teraz, zauważył: „macie tu niesamowita publiczność, dbajcie o nią, bo to prawdziwy skarb”. Nasza publiczność po pierwsze nie jest przypadkowa. Kto przypadkiem przechodzi przez Barcice i od niechcenia zdecyduje: a może wpadnę sobie na festiwal. Odsetek ludzi, którzy kupują bilet na miejscu w kasie jest znikomy. Ok 85 proc. biletów sprzedajemy w przedsprzedaży, często wiele miesięcy przed festiwalem. Decyzja o wyjeździe na festiwal jest zatem decyzją świadomą, powiązaną z koniecznością pewnych wyrzeczeń i trudności do pokonania (odległość, zorganizowanie sobie urlopu, koszt wejściówek). Nasi goście pochodzą z całej Polski. Najliczniejsza grupa festiwalowiczów przyjeżdża z Krakowa (ponad tysiąc osób), na drugim miejscu jest Warszawa. Dopiero na trzecim czy czwartym miejscu jest Nowy Sącz. Zdarza się, że młodzi ludzie przyjeżdżają znad morza autostopem, popularne staje się wyszukiwanie przejazdów w samochodach prywatnych i dorzucanie się do kosztów paliwa. Większość z nich wybiera pobyt na polu namiotowym, co sprzyja integracji i nawiązywaniu kontaktów. Na przyjazd na festiwal najczęściej decydują się osoby, które dobrze albo bardzo dobrze orientują się w muzyce, którą prezentujemy. Są to ludzie bardzo mocno zaangażowani w sprawy festiwalu, a zaangażowanie to widać choćby na
Facebooku po tym jak chętnie udostępniają czy komentują nasze posty.

Praktycznie cała promocja festiwalu odbywa się na kanale społecznościowym, gdzie głównym przekaźnikiem informacji są sami nasi sympatycy. Jest jeszcze jedna cecha, która wyróżnia nasz festiwal. Od czwartej edycji nasz festiwal osiągnął niezależność finansową. Mam na myśli to, że nie jesteśmy uzależnieni od żadnych dotacji i grantów. Jest to bardzo zdrowa sytuacja, o jakiej może pomarzyć większość organizatorów nie tyle festiwali muzycznych, bo niektóre popularne gatunki radzą sobie bardzo dobrze, co festiwali z nurtu etno folk i world music, gdzie nie jest zbyt różowo.

– Nazwy zespołów, które występują na Pannonice, chyba niewiele mówią przeciętnemu odbiorcy muzyki…?

– Ani nazwy ani ta muzyka. Dziś przeciętny odbiorca muzyki słucha w najlepszym wypadku amerykańskiego popu, a w gorszym rodzimych produkcji disco polo. Muzykę, która prezentujemy, można nazwać niszową, choć na naszej scenie występują zespoły koncertujące na całym świecie i wydające miliony płyt, jak Shantel & Bucovina Club Orkestar czy Fanfare Ciocarlia. W Polsce znane są przez ułamek populacji, ale skąd mają być znane jak nie istnieją w naszych mediach głównego nurtu? Jeśli są kojarzone w Polsce to głównie z YouTube, gdzie osiągają miliony odtworzeń albo za sprawa DJ-ów wykorzystujących ich przeboje w swoich remixach i coverach. Jeśli ktoś jak przysłowiowy „inżynier Mamoń” lubi tylko to co zna, to Pannonica z pewnością nie jest miejscem dla niego.

– Przed widownią trzy dni i trzy noce dobrej zabawy?

– Z boku to może tak wyglądać, zwłaszcza że ludzie nie są na co dzień przyzwyczajeni, żeby widzieć wokół siebie tyle zadowolonych i uśmiechniętych osób. Postronny obserwator może to odebrać jako nieprzerwaną zabawę na bardzo wysokich obrotach. Ale to są pozory. Pannonica ma tak naprawdę bardzo zrównoważony bilans energetyczny. Owszem są chwili zabawy, szalonego tańca, zwłaszcza podczas dwunastu wieczornych koncertów, ale są też chwile relaksu, a nawet wyciszenia. Średnia wieku naszych uczestników to 32-33 lata, a to już chyba nie jest wiek, w którym wyłącznie zabawa jest siłą napędową. Po za tym sporo ludzi w tym wieku przyjeżdża na nasz festiwal z małymi dziećmi, a te umówmy się „łagodzą obyczaje”. Nawet pole namiotowe podzielone jest na strefy i kto chce, może zamieszkać na tzw. cichym polu namiotowym, gdzie obowiązuje cisza nocna i nie są mile widziane głośne rozmowy.

– Twarzą tegorocznego festiwalu jest Piotrek – hodowca kóz, który na czas festiwalu zmienia się w Crazy Balkan Dancera.

– Piotrek hodowca kóz z Przełęczy Gromadzkiej nad Kosarzyskami
to postać autentyczna. W zeszłym roku zaprosiliśmy go, aby przyjechał na nasz festiwal i zamieszkał na polu namiotowym w zaimprowizowanej zagrodzie ze swoim stadkiem, tak żeby mieszczuchy mogły zobaczyć żywą kozę, pogłaskać ją, wydoić i napić się mleka prosto od kozy. Rzeczywiście wystąpił w naszym klipie promocyjnym, bo dostrzegliśmy jego naturalny talent komiczny, zwłaszcza gdy zaczyna tańczyć, i sympatię ludzi, których potrafi sobie zjednywać. Ale Pannonica ma wiele twarzy i na pewno twarz Piotrka nie jest tą jedyną. Poza tym nasz klip to jednak pewien rodzaj żartu, jego przekazu nie należy brać ani zbyt dosłownie ani zbyt serio…

– Są jeszcze dostępne bilety na festiwal?

– Cała dostępna pula karnetów została już wyprzedana. Można kupić jeszcze bilety na wybrane dni. Wejściówka na czwartek kosztuje 35 zł, a na piątek i sobotę po 65 zł. Mowa tu o tzw. biletach dziennych, każdy z nich umożliwia udział w czterech koncertach i innych tzw. wydarzeniach towarzyszących, które mają miejsce w wiosce festiwalowej. Podane ceny dotyczą przedsprzedaży. Do ceny biletów kupowanych w kasie podczas festiwalu trzeba doliczyć 5 złotych.

ROZMAWIAŁ (KMB)

Dowiedz się więcej o Pannonice ze specjalnego dodatku „DTS na Pannonice”:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama