Poseł Jan Duda: zapraszam do mojego lasu

Poseł Jan Duda: zapraszam do mojego lasu

Rozmawiamy z Janem Dudą, posłem Prawa i Sprawiedliwości

 – Jest Pan chyba najbardziej rozchwytywaną osobą w Nowym Sączu.

– Nie przesadzajmy.

– Ale był Pan we wszystkich możliwych studiach w mieście?

– Nie we wszystkich, w kilku.

– To męczące czy przyjemne tłumaczyć, jak jest z tą nową ustawą o wyrębie lasów?

– Po jakimś czasie zaczyna być męczące, gdy się mówi i tłumaczy, że ustawa nie wycina drzew. To my je wycinamy.

– Ale ustawa pozwala na to.

– Ile nam potrzeba czasu, żeby się wyzwolić z takiego myślenia, jak to ksiądz Tischner określił: homo sovieticus – zakazane, dozwolone, a jak dozwolone to wolna amerykanka. Przecież jesteśmy ludźmi wolnymi, używajmy myślenia. To że coś jest niezabronione to nie znaczy, że trzeba do spodu wszystko wyciąć.

– Rozdawał Pan sadzonki drzew. Akcja chyba chwyciła, chętnych było mnóstwo, a ktoś skomentował, że poseł Duda ma wyrzuty sumienia, bo brał udział w pracach nad tą ustawą, więc teraz nadrabia.

– Nie mam wyrzutów sumienia, nic nie nadrabiam. Pomysł był taki, żeby pokazać, że tak naprawdę drzew nam przybywa wtedy, kiedy je sadzimy, a nie nadmiernie chronimy. Z nadmiernej ochrony doprowadzamy do tego, że staramy się przepisy obchodzić i pozbywać się drzew w różny sposób. W internecie  możemy znaleźć ściągi, jak się pozbyć drzewa, i znajdziemy sto sposobów jak ominąć ustawę. Oczywiście tamtą, która była przed 16 grudnia. Wszyscy ją obchodzili.

– Trudno ją było obejść?

-Nie było wcale tak trudno. Podam przykład. Moja małżonka pracowała kiedyś jako nieetatowy członek Samorządowego Kolegium Odwoławczego i zajmowała się m.in. odwołaniami od decyzji naliczających kary. Wśród tych decyzji 99 procent to były kary naliczane prywatnym właścicielom. Jeśli się więc chciało z jakiegoś terenu usunąć drzewa, to się je usuwało i oni to mogli robić. Natomiast większość dotyczyła prywatnych właścicieli w działaniu gospodarczym związanym z zagospodarowaniem terenu na przydomowej działce. A kary były wysokie. Znany był przypadek w Nowym Targu, kiedy człowiek targnął się na własne życie gdy zobaczył decyzję o karze sięgającej grubo ponad milion złotych za usunięcie kilku drzew ze swojej posesji. To było chore.

– Ta poprzednia ustawa była zła?

– Absolutnie zła. To była właśnie taka ustawa, która chciała prowadzić za rękę człowieka: co mu wolno, a czego mu nie wolno. A nie wolno mu było nic. Posadził drzewo, jak coś się z nim stało, nie do końca czasem z jego winy, to ponosił za to odpowiedzialność. Nie mógł drzewa usunąć, ale jak gałąź spadła z drzewa i wyrządziła komuś szkodę, to ponosił za to odpowiedzialność.

– Pamięta Pan hasło sprzed lat: „Las rośnie powoli, płonie szybko.”

– Pamiętam. Nawiązuje Pan do tego, że las wycina się szybko, a rośnie powoli.

– No bo wycina się szybko.

– Ja mam nadzieję, że prywatny właściciel robi to z rozsądkiem. Czasami trzeba jakiś drzewo usunąć, bo posadziliśmy w nieodpowiednim miejscu, bo zaczęło przeszkadzać, bo urosło zbyt duże. To jest naturalne. Tak samo w gospodarce leśnej, po to sadzimy i pielęgnujemy lasy, żeby z nich korzystać również gospodarczo.

– A oglądał Pan doniesienia telewizyjne z różnych stron Polski, jak drzewa ścieliły się gęsto?

– Oglądałem i to było pomieszanie tej ścinki leśnej z tym, co myśmy zrobili w obszarze działek prywatnych. Pokazywano m.in. drzewa ścięte w lasach, zgodnie z procedurą gospodarki leśnej. Nie sądzę, żeby ten problem był taki duży.

– W mediach było mnóstwo alarmujących informacji. Nie zauważył Pan, że dochodzi do nadużywania tej wolności?

– Pewnie dochodziło. Nie mówię, że ustawa jest idealna i zamyka dróżki do obejścia i nadużywania jej. Ale nie mówię też, że nagle stała się rzecz kuriozalna i Polska jest w trocinach, że w Polsce powalono wszystkie drzewa. Tak też nie było. Poza tym proszę zwrócić uwagę, że ta zmiana ustawy nie zdejmowała całej ochrony z drzew. Myśmy powiedzieli tylko, że prywatni właściciele mogą i daliśmy wolną rękę gminom na dużym obszarze, że mogą to regulować. Nie wspominam nawet, że po 1 marca w ogóle ścinka nie powinna być prowadzona, bo jest okres lęgowy i są chronione ptasie gniazda.

– Mówi Pan o tych regulacjach w czasie przeszłym. Szybkie poprawienie tej ustawy to rzecz pilna?

– Czy szybkie? Należy to zrobić. Wymienię co najmniej kilka obszarów, gdzie widzę, że ta ustawa jest – powiedzmy – nieszczelna. Pierwszy taki obszar to jest ewentualne usuwanie drzew z zamiarem prowadzenia działalności, która jest związana z usunięciem tych drzew. Drugim takim obszarem, który niestety w swojej gminie zobaczyłem, to jest właśnie to, żeśmy dali wolną rękę samorządowi w kształtowaniu parametrów drzewa i obszarów, gdzie je można usunąć czyli samorząd mógł tu podejmować decyzję.

– Mówi Pan o gminie Chełmiec?

– Tak, tam zobaczyłem taką uchwałę, która pozwala prywatnemu właścicielowi na usunięcie bez żadnych uzgodnień drzewa do 1000 cm obwodu i wieku do 200 lat. Taka jest uchwała, tak ona dokładnie brzmi.

– Tysiąc centymetrów obwodu? Widział Pan takie drzewo w swojej gminie?

– Osobiście nie widziałem.

– Może tam się zera pomyliły?

– Nie, jest napisane 1000 cm obwodu, więc tutaj nic się nie pomyliło.

– Są takie drzewa w Polsce?

– Myślę, że znajdziemy gdzieś takie drzewo. Może któryś z tych dębów rogalińskich będzie się zbliżał do tej wielkości.

– A w gminie Chełmiec?

– W byłym województwie nowosądeckim, bo to akurat dobrze znam, najgrubszym drzewem jest dąb, prawdopodobnie w Witowicach. On ma około 7 metrów obwodu.

– A gdyby go ścięto?

– Jest pusty w środku. To jest akurat pomnik przyrody, więc jest chroniony innymi przepisami. Natomiast gminy mogły zmieniać parametry, jeżeli chodzi o zieleń znajdującą się na naszych prywatnych działkach, bądź tą, która jest w gospodarowaniu gminy, czyli np. przy drogach. Na podstawie tej uchwały wycięto grubo ponad 100 drzew na cmentarzu w Marcinkowicach. Tam nie ma już ani jednego drzewa.

– To jest to nadużywanie tej wolności, o której Pan mówił?

– Ścięto dąb, który rósł przy miejscu straceń na cmentarzu w Rdziostowie. Nie wiem komu on przeszkadzał.

– Panie pośle, nadużyto tej ustawy?

– Tak, nadużyto.

– Pan całe swoje zawodowe życie poświecił szkółkarstwu, czyli przygotowywaniu drzew i krzewów do sadzenia. Panu problem niekontrolowanej wycinki powinien być szczególnie bliski.

– Jest mi bliski. Zawsze wychodzę z założenia, że należy sadzić, pielęgnować. I kiedy rozum nam mówi, że to nam przeszkadza, bo za bardzo zacienia, bo niszczy budynek, niszczy jakąś tam infrastrukturę, to oczywiście należy wyciąć sadząc następne. Czyli potrzebna jest stosunkowa łatwość w wycięciu, ale również akcent na sadzenie, czyli takie rozsądne gospodarowanie tą zielenią, która jest.

– Las rośnie powoli, mówi hasło sprzed lat.

– Tak, powoli rośnie, ale ustawa, o której mówimy nie dotyczy lasów. W ogrodach drzewa rosną dużo szybciej i często nam przeszkadzają, więc  miejmy tę możliwość, by z głową usunąć coś, co nam przeszkadza, sadząc na to miejsce coś innego.

– Prywatnie jest Pan właścicielem hektara lasu.

– Tak, mam około hektara lasu.

– Lubi Pan ten swój las? Wyciąłby go Pan? Ta ustawa by Panu na to pozwalała?

– Ta ustawa na to nie pozwala, bo gospodarka leśna opiera się o zupełnie inną ustawę. Ta ustawa mówi, kiedy można wycinać, jak można wycinać, jak można prowadzić gospodarkę leśną. Mniej więcej jest to określone, zakładając, że średnio lasu przybywa na hektarze około 2,5- 3 metry sześcienne rocznie. Gdybyśmy taką ilość wycinali, to zachowujemy pewne status quo. Jeżeli tego nie usuwamy, tego lasu jeszcze bardziej przybywa, ale w lesie trzeba wycinać, bo to jest normalna działalność gospodarcza.

– Nie należy pozwalać lasowi samemu sobie regulować tego?

– Wtedy robimy z niego park czy jakąś inną formę ochrony przyrody, gdzie drzewa będą leżeć i gnić. A przecież nie o to chodzi. Mówimy o lasach, które mają służyć gospodarce, więc przynajmniej od czasu do czasu możemy coś wyciąć bez jakiejkolwiek szkody dla tego lasu.

– Japońscy lekarze od ćwierćwiecza wysyłają pacjentów do lasu, bo tam szybciej zdrowieją, wzmacniają osłabiony chorobą organizm. Leśni spacerowicze  mieli o wiele mniejszą chęć do czarnowidztwa niż miastowi. Jeśli spędzamy czas wśród zieleni , w lesie, a nie wśród betonu, autostrad, dróg i samochodów, czujemy się zdecydowanie lepiej, wydziela się u nas endorfina, hormon szczęścia.

– Absolutnie się z tym zgadzam. Myślę, że temu właśnie ma służyć nasz model leśnictwa. Lasy państwowe, mam nadzieję za mojego życia nie zostaną sprywatyzowane. Do lasu każdy może wejść, nie tylko państwowego, a nawet do mojego prywatnego. W moim własnym lesie nie mam prawa zapytać: panie redaktorze, co Pan robi w moim lesie? Pan i każdy może do niego wejść, spacerować i słuchać śpiewu ptaków. Zapraszam!

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Wykorzystano fragmenty wywiadu dla Regionalnej Telewizji Kablowej w Nowym Sączu.

Fot. Paweł Leśniak

Czytaj więcej:

Reklama