Doktor Stanisław Malinowski na emeryturze

Doktor Stanisław Malinowski na emeryturze

Benefis na pożegnanie

Doskonale przygotowane artystycznie i towarzysko pożegnalne (tylko w sensie zawodowym) spotkanie na cześć doktora Stanisława Malinowskiego, zorganizowane przez współpracowników, było wspaniałym prezentem dla benefisanta, który wzruszony niejedną łezkę uronił podczas imprezy. Na podsumowanie dorobku doktora przybyli praktycznie wszyscy, którzy mieli z nim do czynienia w minionych latach (lekarze i pielęgniarki), jakie spędził kierując oddziałem internistyczno-kardiologicznym sądeckiego szpitala.

Dostojny senior, bo w takiej roli będzie teraz występował, ma się czym pochwalić. Sądecki okres swego życia rozpoczął od organizacji wspomnianego oddziału. Potem dzięki jego staraniom przeprowadzono tam remonty i modernizacje, dbał o doposażenie w nowoczesny sprzęt diagnostyczny, pomagający w ratowaniu życia pacjentów. Założył stowarzyszenie wspierające oddział, no i wychował rzesze świetnych medyków: 52 lekarzy chorób wewnętrznych, 11 specjalistów z tej dziedziny, 6 kardiologów, 2 hematologów, 1 endokrynologa, a spośród tej grupy – 6 osób objęło funkcję ordynatorów oddziałów w różnych placówkach szpitalnych.

– Jest wspaniałym, niezwykle dobrym człowiekiem, bardzo życzliwym dla współpracowników i pacjentów, staranny w wykonywaniu swoich obowiązków – twierdzi załoga oddziału, która zorganizowała benefis. Cieszy się naszym szacunkiem, bo w pełni na to zasłużył swoją postawą, kulturą, sposobem bycia. Był świetnym szefem.

Wspomnieniom, życzeniom, toastom nie było końca, a kulminacją stał się egzamin benefisanta, nie tylko z wiedzy medycznej, ale też dziedzin, które były ważnym elementem jego życia. Wszystko wypadło pomyślnie i teraz może śmiało wkroczyć w nowy etap „ziemskiej podróży”. „Oddziałowe tango”, do którego słowa ułożyła Elżbieta Rafa, nomen omen pielęgniarka oddziałowa kardiologii, główna organizatorka benefisu, gromko odśpiewano dostojnemu jubilatowi.

Powrót na Ziemię Lachowską

Do Nowego Sącz przybył wprost ze Śląskiej Akademii Medycznej, gdzie pracował naukowo pod kierunkiem takich sław medycyny, jak prof. prof. Gibiński, Kohot, Nowak. Dyplom lekarza uzyskał w 1974 r., a doktorat obronił w roku 1981. Zawodowe i naukowe doświadczenie zdobywał w katowickiej Klinice Gastroenterologii i III Klinice Chorób Wewnętrznych w Bytomiu.  Przez 33 lata służył potem pacjentom, kierując oddziałem Kardiologiczno-Internistycznym Szpitala im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu. Rzesze pacjentów sądeckiej lecznicy żegnają zacnego doktora z wielką nostalgią. Całe pokolenia ratowały tam najbardziej spracowany organ własnego organizmu, pod jego nadzorem. Teraz przyszedł wreszcie czas na zasłużony odpoczynek.

– Ale ja w cale nie zamierzam się lenić – mówi dr Malinowski, czuję się świetnie i młodo, mam sporo werwy i zapału do pracy. Nadal będę leczył pacjentów, choć poza szpitalem i kontynuował również pracę dydaktyczną z młodzieżą akademicką naszej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, na kierunkach pielęgniarstwa i ratownictwa medycznego, prowadząc wykłady i zajęcia praktyczne. Chcę być czynny, potrzebny ludziom. Dla mnie profesja lekarza, to nie tylko zawód, to powołanie i misja.

W prywatnych rozmowach, doktor przyznawał się do chwil zwątpienia, jakie nachodziły go czasami w trudnych momentach. – Życie lekarza, wbrew temu, co się potocznie sugeruje, wcale nie jest usłane różami, zaś odpowiedzialność za podejmowane decyzje jest ogromna; przed prawem, Bogiem i własnym sumieniem.

– Kiedy budowlańcowi zabraknie materiału lub sprzętu, to przerywa robotę i czeka, aż organizator pracy dostarczy potrzebne elementy  – mówi doktor. – Odpowiedzialny lekarz nie może odmówić pomocy w ratowaniu zdrowia i życia ludzkiego, choćby w danej chwili dysponował wyłącznie gołymi rękami. Technika medyczna robi ogromne postępy, cóż kiedy w małomiasteczkowych, prowincjonalnych szpitalach nowoczesny sprzęt nadal pozostaje marzeniem.

Gdyby jednak powróciły doktorowi młode lata? Ponownie wybrałby studia medyczne. Ma poczucie, iż zawód lekarza pełen jest humanizmu, humanitaryzmu i przyczynia się do przedłużania ludzkiej egzystencji na tym, póki co, najpiękniejszym ze światów.

Fot. Autora; oddziałowe arch.

Z kart curriculum vitae

Stanisław Malinowski urodził się w 1950 r. w Bieczu. Mama, Wilhelmina zajmowała się gospodarstwem domowym, ojciec, Aleksander pracował w transporcie samochodowym. Tam przeszedł kolejne szczeble edukacji, a świadectwo dojrzałości otrzymał w Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki.

Wybór studiów, jak opowiada, był w zasadzie przypadkowy, wcześniej myślał o karierze zawodowego oficera wojskowego lub ukończeniu Wojskowej Akademii Medycznej. Ostatecznie, zawód lekarza cywilnego wybrał pod wpływem opowieści kuzyna, który ukończył medycynę w Katowicach i specjalizował się w dziedzinie chorób wewnętrznych, w tym chorób serca.

– Od początku studiów ciągnęło mnie do pracy ściśle naukowej, także do teoretycznych rozważań nad procesami diagnostycznymi i leczniczymi w internistyce. Zachęcał mnie zresztą do tego mój mentor i opiekun naukowy, światowej sławy profesor  Kornel Gibiński – opowiada doktor. Interesowały mnie szczególnie choroby serca. Do dziś poświęcam tej dziedzinie wiele uwagi. No cóż, życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Mój stan zdrowia i śląska atmosfera zrobiły swoje i zaszła pilna potrzeba przeprowadzki. Wyboru Nowego Sącza i tutejszego szpitala dokonała moja żona, przeczytawszy anons prasowy o konkursie na stanowisko ordynatora nowotworzonego oddziału. – Wracaj w rodzinne strony, do korzeni – skomentowała swoją ważką decyzję. I tak , po wygraniu konkursu podjąłem pracę, z którą związałem się na ponad 30 lat mego zawodowego życia.

Nie ukrywam, że  były w tym czasie momenty trudne, czasem wręcz deprymujące, liczyło się jednak dobro pacjenta, starałem się walczyć z przeciwnościami, nie poddawałem się niepowodzeniom. Ówczesny dyrektor lecznicy – Witold Kądziołka, dał mi zupełnie wolną rękę przy organizacji oddziału. Wprowadziłem tu trójstopniową strukturę, podobną, jak w III Klinice Chorób Wewnętrznych ŚAM, gdzie wcześniej pracowałem. Za nim to jednak nastąpiło, kiedy pokazano mi przyszłe włości, miałem zamiar uciekać. Zwyciężył rozsądek i doświadczenie zdobyte na uczelni, w szpitalu klinicznym i pogotowiu ratunkowym i tak zostałem najmłodszym w Polsce ordynatorem szpitalnego oddziału. Mając możliwość otrzymania wyposażenia stworzyłem odcinek kardiologiczny z pododdziałem intensywnej opieki kardiologicznej, gastroenterologiczny i nefrologiczny.

Wielką pomocą służyli mi wówczas dr dr  Ślipek, Mazanek i Klocek. Oddział liczył 120 łóżek i nie była to wcale nadmierna ilość na potrzeby Sądecczyzny. Naszą ofertę uzupełniał oddział kierowany przez dr Pawłowskiego.

Trudy ordynatorskiej profesji

Przez owe lata wydarzyło się wiele istotnych rzeczy, które wpłynęły na losy moje, współpracowników, pacjentów. Choćby pożar, tuż po remoncie w 1998 r., który strawił stropy pomiędzy nami, a położoną piętro wyżej chirurgią dziecięcą. Błyskawiczna ewakuacja pacjentów, interwencja straży, potem problemy finansowe z przywróceniem używalności zniszczonych sal i sprzętu medycznego. Na szczęście trafiłem na życzliwość ludzi, prasy, władz i wspólnymi siłami udało się przywrócić normalną działalności placówki.

W 2002 r. doktor tworzy Fundację MALMED, zajmującą się pozyskiwaniem środków finansowych umożliwiających zakup, lub użyczanie sprzętu na potrzeby szpitala. Fundacja, z myślą o pacjentach organizowała też białe soboty i niedziele, obdarowując ich lekami i suplementami diety.

Dwa lata temu, staraniem doktora udało się przeprowadzić kolejny remont oddziału za ponad 1 mln zł. Znacznie usprawniło to pracę personelu i zapewniło lepsze warunki pobytu pacjentów. Cóż, mankamentem jest ograniczenie liczby łóżek, w tym na IOK. Teraz przyjmuje się mniej osób niż w czasach tworzenia podstaw oddziału.

– Moim największym sukcesem jest pozyskanie znakomitej kadry medycznej, lekarzy i pielęgniarek, techników medycznych i pracowników administracji. Udało mi się trafić na wspaniałych ludzi, pełnych poświęcenia, humanitaryzmu, oddania pacjentom, a przy tym świetnie przygotowanych zawodowo i ciągle podnoszących swoje kwalifikacje. Doskonale rozumieliśmy się przez te wszystkie lata i stanowiliśmy zgrany zespół. Jestem z nich dumny i serdecznie im dziękuję. Myślę, że ów benefis zorganizowany dla mnie jest przykładem naszych zażyłości, zrozumienia i dobrej współpracy.

Będę o nich zawsze pamiętał i gotów jestem zawsze służyć pomocą.

Na tincie: Doktor Stanisław Malinowski, wspólnie z żoną Barbarą prowadzi prywatną przychodnię lekarską. Wspólnie wychowali trójkę potomstwa. Córka Mariola jest, podobnie jak mama, stomatologiem, syn Grzegorz – doktorem nauk ekonomicznych i pracuje w Akademii Koźmińskiego w Warszawie u prof. Grzegorza Kołodko, syn Paweł studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

Tomasz Binek

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama