Bejdok biega boso, bo głową pokonuje każdą niemoc

Bejdok biega boso, bo głową pokonuje każdą niemoc

Rozmowa z Karolem Trojanem, bosonogim biegaczem, autorem bloga biegambo.plzostań w domu

– 19 marca 2015 r. – ważny dzień w Pana życiu?

– Wtedy zacząłem treningi. Pracowałem w firmie RTCK i Andrzej Tokarz, mój trener do dziś, zaproponował, abyśmy w kilka osób wystartowali w biegu Runmageddon Rekrut. To 6 km biegu, połączone z pokonaniem 30 przeszkód. Mieliśmy wyjść zza biurka i zacząć aktywność fizyczną. Na początku były marszobiegi, potem bieganie ciągłe, ale też ćwiczenia z kalisteniki. I oto w pewnym momencie cel, czyli start w Runmageddonie, zszedł na drugi plan, wciągnęło mnie samo bieganie. Zacząłem biegać dla biegania.

– Do tego stopnia, że rzucił Pan pracę w firmie…

– Nie do końca. Motywacją do „przejścia tylko na swoje” była chęć poświęcenia się jednej ze swoich pasji, czyli działalności kulturalnej w „Lachowskiej Krainie” oraz „Folkotece”. W RTCK również realizowałem się w księgowości, lecz serce mocniej biło w stronę kultury. Trzeba było się zdecydować, w którą stronę podążać. A że jednocześnie na treningi poświęcałem coraz więcej czasu… Można by rzec, iż RTCK inspirując ludzi do podążania za głosem swojego serca, ukręciło na siebie bicz (śmiech). Odszedłem z RTCK, żeby robić to co kocham, realizować swoje pasje. Zająłem się bieganiem i kulturą ludową.

– Jak można bieganie połączyć z kulturą ludową?

– Można! Jesteśmy w trakcie przygotowywania programu ogólnopolskiego „Biegam z Kulturą”, który będzie pokazywał, że właśnie te dwie rzeczy można ze sobą połączyć. Na razie jesteśmy w trakcie rozmów, więc nie mogę zdradzić szczegółów. Ale liczę, iż jeszcze w tym roku uda się wyemitować pierwszy odcinek.

Do biegania boso trzeba stopniowo się przyzwyczajać. Nie można od razu biec dużymi krokami, bo przy dużym kroku następuje posunięcie stopy delikatnie do przodu. To posunięcie w butach nie jest odczuwane, ale przy biegu boso zdziera się skórę na śródstopiu Jak biega, to znaczy, że ma za dużo czasu, a wziąłby się do roboty. A dla mnie im coś trudniejszego, co wydaje się dziwne i nie jest przez otoczenie rozumiane, tym ciekawsze Fot. Ireneusz Trojan
Do biegania boso trzeba stopniowo się przyzwyczajać. Nie można od razu biec dużymi krokami, bo przy dużym kroku następuje posunięcie stopy delikatnie do przodu. To posunięcie w butach nie jest odczuwane, ale przy biegu boso zdziera się skórę na śródstopiu Jak biega, to znaczy, że ma za dużo czasu, a wziąłby się do roboty. A dla mnie im coś trudniejszego, co wydaje się dziwne i nie jest przez otoczenie rozumiane, tym ciekawsze Fot. Ireneusz Trojan

– Skąd więc wyrósł pomysł biegania boso?

– Odkąd pamiętam, po domu i wokół niego chodziliśmy boso, tak samo robią moje dzieci, oczywiście o ile pogoda na to pozwala. Ale takim bezpośrednim bodźcem była kontuzja, którą odniosłem jesienią, a która uniemożliwiła mi start w maratonie w Poznaniu. Skoro musiałem się pogodzić z tym, że po roku przygotowań nie wystartuję w maratonie, zacząłem zastanawiać się nad kolejnym celem. Czy postawić na polepszenie czasu, czy na coś innego? Tak pojawiła się idea wprowadzenia czegoś nowego, biegania na bosaka. Pomysł od razu wcieliłem w życie, ruszając w pierwszą dwukilometrową bosą przebieżkę. Teraz staram się nie tylko boso biegać, ale też, na ile to możliwe, jak najczęściej chodzić boso. Odprowadzając dzieci, czy idąc do sklepu, kościoła, idę boso.

– Wywołuje Pan sensację? Jak reagują osoby, które Pana mijają?

– Nie da się ukryć, że reakcje są różne, bo chodzenie boso nie jest często spotykane. Już przy pierwszym bieganiu spotkałem dwie panie, które skomentowały, że jestem wariatem, przeziębię się, będę miał chore stawy, itd. Ale ja oczywiście wszystko robię z rozsądkiem. Łatwo jest zniszczyć sobie zdrowie, a nie oto przecież chodzi. Cała filozofia to tak się ubrać, żeby całe ciepło uciekało przez stopy, wtedy stopy są „dogrzane”.

– Jest Pan nazywany Wojciechem Cejrowskim?

– Takie porównanie wielokrotnie słyszałem. Jakaś inspiracja Wojciechem Cejrowskim na pewno była, bo oglądam jego programy od lat. Gdzieś pewnie to bose przemierzanie świata we mnie drzemało. Ale bynajmniej nie chodziło o naśladownictwo, a o zrobienie czegoś innego, znalezienie swojego stylu bycia.

– Jakie są zalety chodzenia, biegania boso?

– Nazywa się to bieganiem naturalnym. Na pewno jego zaletą jest bezpośredni kontakt z podłożem, przez co stopy są w trakcie marszu, biegu ciągle masowane. Nikogo nie trzeba przekonywać o pozytywnych skutkach takiego masażu. Ponadto zaleca się bieganie boso, aby poprawić technikę biegu, tzn. żeby nauczyć się lądować na śródstopiu. Większość biegaczy biegnąc ląduje na pięcie, a nie da się tak biegać bez konsekwencji dla zdrowia. Uderzanie piętą w podłoże, w dalszej perspektywie czasowej, prowadzi do kontuzji. Oczywiście współczesne buty, które mają bardzo dobrą amortyzację, wybaczają wiele błędów, ale przeniesienie mikrouszkodzeń na kolano i tak występuje.

– Ale jednak w butach chyba łatwiej osiągać lepsze wyniki?

– Łatwiej, choć może lepiej powiedzieć, że szybciej, ze względu na fakt, iż stopy lubią wygodę i nie są przyzwyczajone do różnej faktury powierzchni. W butach nie ma znaczenia, po czym biegamy. Ale w nieoficjalnych klasyfikacjach wyniki osób biegających boso są niewiele gorsze od wyników biegaczy obutych. Wiadomo, że każdy może założyć buty i biec, do biegania boso potrzebny jest dłuższy proces aklimatyzacji, szczególnie skóry stóp.

– Jak Pan sobie z tym radzi? Bieganie po lesie, po asfalcie, chodniku musi boleć?

– Gdyby to był ból, który powodowałby zaciskanie zębów, to nie miałoby sensu. Do biegania boso trzeba stopniowo się przyzwyczajać. Nie można od razu biec dużymi krokami, bo przy dużym kroku następuje posunięcie stopy delikatnie do przodu. To posunięcie w butach nie jest odczuwane, ale przy biegu boso zdziera się skórę na śródstopiu. Więc taką receptą są po prostu drobne kroki, stopniowo wydłużane. Najlepiej się biega po ulicy, gdzie jest gładka faktura, ale stopy trzeba przyzwyczaić do każdego podłoża.

– A szkło czy inne niespodzianki?

– Niestety, to taki mały minus. Trzeba się bardzo skupiać na tym, co jest przed nami, czy nie ma czegoś rozbitego, rozlanego. Ale oprócz większego skupienia, na tym, po czym się biegnie, to bieganie nie różni się niczym od biegania w obuwiu.

– Teraz zimną też będzie Pan biegać boso?

– Jeśli tylko temperatura pozwoli, tak żeby nie przemrozić stóp i stawów. Przy gorszych warunkach najczęściej będę trenował w obiektach zamkniętych, albo w sandałach lub być może w obuwiu minimalistycznym.

– Jak na co dzień zwalcza Pan małe „ale” – pobiegałbym, ale deszcz, zimno, zmęczenie…?

– Zadowolenie po treningu jest wystarczającą motywacją, że człowiek się przełamał, pomimo pogody, czy innych małych lenistw. Oprócz tego działa sama świadomość, że robię to co lubię, co sprawia mi przyjemność. Poza tym motywuje świadomość, że bez pracy nie ma kołaczy – jak się nie będzie trenować, to nie będzie wyników.

– Pana celem jest Korona Maratonów Polskich, które chce Pan zdobyć w 24 miesiące, oczywiście boso.

– Mój projekt „Boso po Koronę” składa się z dwóch etapów. Pierwszy to przebiegnięcie Korony Polskich Półmaratonów, czyli minimum pięciu biegów z dziesięciu wybranych przez pomysłodawcę Korony, w ciągu roku kalendarzowego, oczywiście na bosaka. Założenia przewidują pokonanie wszystkich dziesięciu biegów. Drugi to Korona Maratonów Polskich, który chciałbym zacząć od biegu w Poznaniu w przyszłym roku w październiku.

– Bieg Bejorów w Rytrze był pierwszym Pana startem boso?

– To był pierwszy mój start boso, ale też pierwsze bose pokonanie tej trasy w czternastoletniej historii Biegu Bejorów. Mój przykład zainspirował organizatorów, już zapowiedzieli, że w przyszłym jubileuszowym roku, będą chyba musieli zrobić nową klasyfikację – na oryginalne sposoby przebiegnięcia tego biegu.

– Bywa Pan nazywany u siebie bejorem?

– W gwarze łąckiej, gdyż z niej pochodzi to określenie, bejorem nazywa się bejdoka, berysa, człowieka nierozsądnego. Oczywiście, nawet jak biegałem w butach, to niektórzy tak to komentowali. Bo jak biega, to znaczy, że ma za dużo czasu, a wziąłby się do roboty. Ale osoba, której nie ciągnie do biegania, czy innych form aktywności, np. wędkowania, jazdy na rowerze, chodzenia po górach, nie zrozumie czyjejś pasji. A dla mnie im coś trudniejszego, co wydaje się dziwne i nie jest przez otoczenie rozumiane, tym ciekawsze. Jeśli wychodzi się przed szereg, robi się coś innego, nie wolno się przejmować tym, co mówią inni. To ważne, tym bardziej, że w bieganiu siła mięśni to jedno, ale ważniejsza jest siła głowy – psychiki. Głową można pokonać każdą niemoc.

Rozmawiała Jolanta Bugajska

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama